Wyprawa rowerowa 2017 – Podlasie

Miałam jechać już tylko i wyłącznie szlakiem Green velo. Droga pokazała jednak, że nie do końca tego szukałam. Nie chciałam trzymać się sztywno wytyczonej trasy. Chciałam błądzić i odkrywać. Wcześniejsze doświadczenia pokazały mi, że tylko tak mogę doświadczyć czegoś zaskakującego i nowego. Muszę dać ponieść się drodze. Obrałam więc zmodyfikowany przeze mnie szlak. Warto było.

DZIEŃ 8 – OD JANOWA PO GRABARKĘ

Zapowiadało się intensywnie. Po dwóch dniach przymusowego odpoczynku ( deszcz, który lał się z nieba strumieniami był tylko przykrywką – odezwała się moja kontuzja kolana, ale piszę o tym dopiero teraz, bo wtedy zapewne już bym miała zorganizowany transport powrotny przez moją rodzinkę 😀 ) postanowiłam dać sobie w kość. Plan był napięty. Pierwszy cel – Janów Podlaski i jedna z największych w Polsce stadnina koni arabskich. Tamta wizyta stała się jedną z najmilszych chwil podczas wyprawy. Dziesiątki koni, które same z siebie podchodziły do ogrodzenia i dawały się głaskać, karmić, fotografować. Coś pięknego. W Janowie odkryłam moją miłość do koni i w razie bogactwa i sławy tego bloga pierwsze co zrobię to kupię sobie jednego. Postanowione.

Przyszedł czas na górę. Nie byle jaką – Świętą Górę Grabarkę. Wyobraźcie sobie. Początek osiemnastego wieku. Na całym Podlasiu panuje epidemia cholery, wioski wymierają, aż tu jeden szaleniec mówi Wam, że ostatnią deską ratunku jest obmycie się w strumyku przy niedalekim wzgórzu. Przyśniło mu się. Cóż więc robicie? Zabieracie swoją rodzinę i kąpiecie się w strumieniu. Tak zostało uratowanych 10 000 ludzi. Jak to możliwe? Sam Bóg wie 😉 W podziękowaniu za ten cud wierni zaczęli przynosić krzyże. Wieść się rozeszła i teraz na górze znajduje się monaster i przeogromna ilość krzyży, które przynoszą ze sobą pielgrzymi z całego świata. Ot, taka prawosławna Częstochowa.

DSC_0376
Stadnina koni w Janowie Podlaskim

DSC_0375

DSC_0390
Dolina Bugu
DSC_0386
Instalacje współczesnych artystów na szlaku Green Velo
DSC_0418
Święta Góra Grabarka

DSC_0412

DSC_0421

DSC_0415

DSC_0414

DZIEŃ 9/10 – BIAŁOWIESKI PARK NARODOWY

Następny przystanek to must see Podlasia. Białowieski Park Narodowy i jego żubry. Green Velo prowadziło przez obrzeża Puszczy. Mogłam więc zobaczyć wersję demo Parku Narodowego, do którego wstęp jest ograniczony. I dobrze. W zamian za utrudniony dostęp do Parku stworzony został rezerwat żubrów i innych leśnych zwierząt niedaleko Białowieży. Dzięki temu apetyt turystów na żubry został w pewnej części zmniejszony. Szkoda tylko tych pechowych zwierząt, które akurat muszą żyć w klatkach, a ich „bracia” biegają po puszczy.

DSC_0435
Malownicze domy na Podlasiu

DSC_0439

DSC_0442
Rezerwat Żubrów w Białowieży
DSC_0466
Puszcza Białowieska
DSC_0481
Sztuczny zalew na Narwii

DSC_0486

DZIEŃ 11 – KRUSZYNIANY

Kruszyniany to miejsce, które od początku wyjazdu chciałam odwiedzić. To też miejsce, które nie zostało umieszczone na trasie Green Velo. Nadrobiłam ok. 70 km, żeby tam zajechać. Warto było. Nie często widuje się w Polsce meczety. Do tego ciągle użytkowane. W czasach, kiedy często słyszy się hasła typu „Polska dla Polaków” to swoista enklawa. W wielu tamtejszych wsiach kultury się mieszają, a odmienne religie nie dzielą społeczeństwa. Nawet kruszyniański meczet zbudowany został na styl kościołów Europy Środowej, żeby się nie odróżniać zbytnio od pobliskich cerkwi. Do Kruszynian Tatarów zaprosił sam Jan III Sobieski, który chciał podziękować im za pomoc w bitwie przeciwko Turcji. Był to XVII wiek. Niesamowite, że kultura Tatarów przetrwała tak do dziś. Mieszkańcy Kruszynian są nadzwyczaj dumni ze swoich korzeni. Postała nawet restauracja, w której można zjeść prawdziwe tatarskie dania ( i nie jest nim tatar! ). Ja jadłam czeburek, który okazał się dużym pierogiem smażonym na głębokim oleju z farszem z mielonego mięsa, czosnku i pietruszki.

DSC_0506
Meczet w Kruszynianach
DSC_0513
Tatarski Czeburek

DZIEŃ 12/13 – BIAŁYSTOK

W drodze do Białegostoku zajechałam do Supraśla, aby zobaczyć prawosławny klasztor – monaster. To tam dowiedziałam się o tym, że na prawosławnego duchownego nie mówi się pop. Absolutnie – to obraza. Oprócz tego miałam możliwość obejrzenia „zdziwionej cerkwi” ( ja ją tak nazwałam – zobaczycie na zdjęciu niżej dlaczego ). Została ona zburzona podczas II wojny światowej i powoli jest odbudowywana. A pracy jest wiele. W środku cerkiew nie jest w ogóle pomalowana, choć szare ściany zdobią przepiękne ikony. Duchowny – przewodnik opowiadał o różnicach między katolikami, a prawosławnymi. Nie spodziewałam się, że są aż tak niewielkie.

Zaraz obok Supraśla znajduje się Białystok. Tam spędziłam dwa dni, aby się trochę zregenerować. Pierwszego dnia zwiedziłam, co miałam zwiedzić,a  drugiego mogłam sobie pozwolić na chwilę relaksu. Odwiedzałam kawiarnie, restauracje i park wodny. Czytałam książkę w parku i przechadzałam się po centrum miasta. A podczas rozmowy z chłopakiem w schronisku dowiedziałam się, że to własnie Białystok jest stolica języka esperanto, gdyż własnie tutaj mieszało się przed wojną kilkanaście kultur.

DSC_0542
„Zdziwiony” Monaster w Supraślu
DSC_0532
Powolna odbudowa Monasteru
DSC_0565
Pałac Branickich w Białymstoku

DSC_0568

DSC_0577

DSC_0543
Pielmieni w rosole

DZIEŃ 14 – DOLINA BIEBRZY

Park Narodowy pełen ptactwa i mokradeł. Można było odetchnąć po wyczerpującym mieście. To był już ten czas, kiedy odzwyczaiłam się od hałasów samochodów i nieczystego powietrza. Dlatego bardzo ucieszył mnie fakt, że tej nocy miałam spać w namiocie nad Biebrzą. Oprócz mnie spało jeszcze kilkoro kajakowiczów. Zazdrościłam im troszeczkę, bo kajaki to moja druga miłość, zaraz po rowerach 😀 To też takie niespełnione marzenie – kilkudniowy spływ kajakowy. Marzyłam tak i marzyłam, aż następnego dnia moje marzenie się spełniło. Nie bez powodu ktoś mądry powiedział kiedyś ” uważaj o czym marzysz, bo może to się spełnić”. Drogę mi zalało. Wody po kolana i tak przez kilka pierwszych kilometrów. Tego dnia uprawiałam tak zwany spływ rowerowy 😀 Już na polu namiotowym ostrzegano mnie, żebym lepiej przebrała buty na japonki, jeżeli chcę jechać wzdłuż rzeki. Dobrze, że się posłuchałam. Na początku trochę niepewnie prowadziłam rower, bo wszyscy inni rowerzyści zawracali. Ale warto było, bo nadrobiłam kilka ładnych kilometrów i będzie co wnukom wspominać!

DSC_0628

DSC_0634

DSC_0643
Zalało mi drogę !

DSC_0652

Jedna uwaga do wpisu “Wyprawa rowerowa 2017 – Podlasie

Dodaj komentarz